Ciężko i trudno kobiecie pracującej, mającej dodatkowo na głowie prowadzenie domu i dzieci. I oczywiście zaspokajanie zachcianek i kaprysów męża. Wszelkiego rodzaju. Pojęcie takie, jak „czas wolny” praktycznie nie istnieje w takowych okolicznościach. Ale trudno. Jeżeli jest, jak jest, to tak być musi i świata nie zmienimy. Ale nie trzeba się ze wszystkim godzić.
Można wprowadzić małe przeróbki. Małe, ale takie, które doprowadzą ostatecznie do tych dużych, jeśli zbierze się takich sporo. A można, jeśli się tego bardzo chce. Nie trzeba zarabiać wiele i nie trzeba mieć odchowanych dzieci, żyjącymi własnym torem, by móc o siebie zadbać i poświęcić sobie trochę czasu i uwagi. I nie można mieć z tego powodu żadnych wyrzutów sumienia. Pomyślmy tylko, jak to jest – budzimy się rano i szykujemy dzieci do szkoły, robimy dla nich posiłki i jesteśmy do tego przyzwyczajone, dla nas to rzecz normalna.
Ale na początku, gdy przyszło nam się zmierzyć z nową rolą – żony i matki, było ciężko się przestawić na taki tryb życia. Tak samo jest z wprowadzaniem nowych zmian, na przykład dotyczących „własnego ja”, czyli rewolucji w systemie zwracania uwagi na swój wygląd.